Zapraszamy na nową witrynę naszego bloga!
Wszystkie nowe artykuły będą ukazywać się pod tym adresem wtorock.wordpress.com
Artykuły z tego bloga, również będą przeniesione na nowego.
niedziela, 12 lipca 2015
wtorek, 10 marca 2015
SETKA WTOROCKA - NIRVANA
NIRVANA - co nam przychodzi na myśl gdy to słyszymy? Jednym kojarzy się z lamentem, innym ze świetnymi gitarowymi brzmieniami, a niektórym z bandą ćpunów. Jak jest naprawdę? Jak powstał zespół?
Zacznijmy od początku… Cofniemy się do roku 1985. Kurt Cobain - dzieciak bardzo uzdolniony muzycznie, który również, PODOBNO, miał dobry gust (bo pierwszą piosenką jakiej nauczył się grać na gitarze to "Back In Black" z repertuaru AC/DC) i Krist Novoselic postanowili stworzyć coś wspólnie. Chcieli aby było to coś, w czym odnajdą siebie. Po wieeeelu udanych i nieudanych próbach, do duetu dołączył perkusista - Aaron Burckhard (teraz basista w zespole Flipper).
Początki zespołu były trudne przede wszystkim dla perkusistów. Zespół chyba nie miał szczęścia do ich wyboru. Na początku odszedł Aaron Burckhard, jego miejsce zajął Dale Crover, a gdy odszedł Dale perkusistą został Dave Foster. Minęły 3 lata i również on pożegnał się z grupą, a na jego miejsce wskoczył Chad Channing. I w końcu, po długich sercowych rozterkach związanych z tym, kto ma walić w gary, nadszedł czas na singiel! "Love Buzz/Big Cheese" został wydany 1988 roku przez wytwórnię Sub Pop.
Po przemyśleniach, jak album ma wyglądać, Jason Everman zaproponował Nirvanie, że sfinansuje wydanie ich pierwszej płyty. W ramach podziękowań został umieszczony na zaszczytnym miejscu drugiego gitarzysty Nirvany, jednak jego przygoda z grupą nie trwała zbyt długo. Zaraz po zakończeniu trasy koncertowej po USA promującej Bleach Jason został wywalony z zespołu. Podobno Kurt Cobain nigdy nie oddał Evermanowi kasy za wydanie im płyty. Poziom cebuli niewyobrażalny!
I znowu perkusista przeżywał sodomie i gomorie…
Cobain cieszył się, że w muzyce Nirvany słyszalne było popowe brzmienie. Wraz z Novoselicem zgodnie stwierdzili, ze Chad (ówczesny perkusista) nie spełnia ich oczekiwań. Koledzy z zespołu nie pozwalali mu brać udziału w pisaniu tekstów piosenek. Po nagraniach do drugiego albumu Chad odszedł. A że historia lubi się powtarzać, na kilka tygodni do grupy powrócił Dale Crover. I oczywiście jego przygoda z zespołem zakończyła się bardzo szybko. A mówią, aby nie wchodzić dwa razy do tej samej rzeki…
Wieść o tym, że Nirvana szuka bębniarza rozeszła się dosyć szybko. Nieoczekiwanie na to stanowisko wskoczył Dan Peters (który do tej pory gra w Mudhoney). Ostatecznie Dan Peters... poszedł w ślady swoich poprzedników. Kariery w zespole nie zrobił. Cobain i Novoselic zaprosili na przesłuchanie (oczywiście po znajomości) Dave'a Grohla. Tak, tak, TEGO Dave’a Grohla.
Jak się zapewne spodziewacie to nie koniec przygód Nirvany. Tym razem nagle kontrakt zerwała z nimi wytwórnia muzyczna. Jak tu nagrać kolejny album bez pomocy wytwórni? Od słowa do słowa, ktoś im polecił DGC Records. Już niedługo światło dziennie miał ujrzeć pierwszy album Nirvany pod szyldem oficjalnej (i nawet legalnej) wytwórni płytowej. Cobain nie byłby sobą, gdyby zatwierdził nagrane kawałki od razu. Nie pasowały mu i niektóre trzeba było nagrywać od początku. Wymagający Kurt. Wymagający był również Andy Wallace, który zajął się miksowaniem utworów. Andy lubił Slayera, pewnie dlatego że im również miksował kawałki. Moglibyśmy pomyśleć „co by było gdyby…” i tak też pomyśleli muzycy Nirvany zaraz po wydaniu albumu Nevermind. Jasne chyba jest, że brzmienie im się nie spodobało…
Ale o dyskografii poczytacie już niedługo :)
Co w życiu prywatnym słychać u Cobaina? W lutym 1992 poślubił Coutney Love. W sierpniu na świat przyszła ich córeczka (wszystko jasne skąd ten ślub) Frania Fasola (Frances Bean Cobain). Kurt był cudownym tatusiem i z przemęczenia organizmu po wyczerpujących nocach spędzonych na zmianę z żoną i z córką, zdecydował nie kontynuować trasy tylko zagrać parę kameralnych występów. Pewnego dnia, gdy Frania już zasnęła w kołysce, Kurt wymknął się niepostrzeżenie na swój koncert, który potem okazał się ich najpopularniejszy - Reading Festival. Kurt nie wiadomo od kogo pożyczył wózek inwalidzki, wjechał nim na scenę, po czym wstał i zaczął śpiewać - kolejny dowód na to, że muzyka uzdrawia.
Po kilkunastu dniach odbyło się rozdanie nagród MTV Video Music Awards. Na próbie wokalista stwierdził, że chce zagrać na koncercie utwór „Rape Me”. Nikt się na to nie zgodził, poza buntownikiem Kurtem, który zamiast zaśpiewać „Lithium” rozpoczął piosenkę słowami „Rape Me”, a potem znowu "Lithium". Muzycy byli znani z tego, że wszystko psują, tak było również tym razem. Novoselic był bardzo zdenerwowany tym, że nie działał mu wzmacniacz. Wyrzucił swoją gitarę, która bardzo dziwnym trafem spadła mu na głowę. Basista chyba nie wiedział, kiedy ze sceny zejść i pokonał go własny instrument. Cobain był zajęty niszczeniem sprzętu, a kolejny buntownik Grohl podbiegł do mikrofonu i zaczął krzyczeć „HEY, AXL” (na widok Axla Rosa, rzecz jasna, bo muzycy Gunsów zawsze gdzieś się wciskali, choć Axlowi ciężko dziś wcisnąć się we własne spodnie). Koncert przeszedł do historii i zna go każdy fan zespołu, a przynajmniej powinien. Podobno.
Pora na kolejny krok w muzycznym rozwoju Nirvany. Grupa w 1992 roku wydała Incesticide, czyli utwory, których nie było na poprzednich albumach oraz trochę coverów. Kolejnym wydawnictwem zespołu była płyta In Utero - brzmiąca ciężej i ostrzej.
W listopadzie 1993 roku Nirvana dała koncert w ramach MTV Unplugged. Zagrali tylko dwa utwory spośród swoich największych hitów "All Apologies" i "Come As You Are". Pozostałe utwory były spokojniejsze. Dave Grohl powiedział „Wiedzieliśmy, że nie chcemy akustycznej wersji 'Teen Spirit'. To byłoby strasznie głupie”. Całe nagranie trwało niespełna godzinę, co jak na wybrednych muzyków Nirvany było szybkim numerkiem. Po zagraniu „Where Did You Sleep Last Night” Kurt poproszony o zagranie bisu stwierdził „Nie przebiję tego ostatniego kawałka”. I dano im święty spokój z bisami.
Na początku 1994 roku Nirvana przybywa do Monachium. U Cobaina wykryto zapalenie krtani i oskrzeli (jak wiadomo, Niemcy zawsze muszą mieć na coś wpływ, tak i w tym przypadku). Koncert został odwołany. Następny miał odbyć się w Rzymie. Courtney (wracając prawdopodobnie z baru) znalazła nieprzytomnego Kurta na podłodze w pokoju hotelowym. Gdyby czytał ulotki dołączone do opakowań, bądź skonsultował się z lekarzem lub farmaceutą, wiedziałby że niektórych leków nie łączy się z alkoholem. Bo alkohol jest zły? Nie, nie jest, to leki są złe! Ponieważ każdy lek niewłaściwie stosowany zagraża naszemu życiu lub zdrowiu! Dalsza część trasy koncertowej została odwołana.
Kurt jak wiadomo nie miał problemów z narkotykami, zawsze miał coś przy sobie. A jak to się zaczęło? Cobain cierpiał na bóle brzucha i postanowił leczyć się Percodanem (lek zawierający opioidy), a potem przerzucił się na heroinę, która pozwalała mu „normalnie funkcjonować”, czyli bez bólu brzucha. Niestety doprowadziło to do uzależnienia. Po powrocie do USA trafił do ośrodka dla uzależnionych, z którego uciekł. Zaszył się po tym w swoim domu.
5 kwietnia Kurt Cobain popełnił samobójstwo i dołączył do Klubu 27. Przynajmniej taka jest oficjalna wersja. Nieoficjalnie mówiło i nadal mówi się, że w jego śmierci paluchy maczała Courtney. Krąży też legenda, że Kurt tuż przed śmiercią w rozmowie z przypadkowo spotkanym mężczyzną powiedział, że boi się o swoje życie.
Tym pesymistycznym akcentem Nirvana zakończyła swoją działalność. Pozostali muzycy ciężko przeżyli śmierć swojego przyjaciela, o czym ostatnio mówił sam Dave Grohl w swoim serialu „Sonic Highways”. Najsłynniejsza wypowiedź Kurta to „Nobody dies a virgin... Life fucks us all”.
A więc kochani, nie martwcie się o to, że nie macie drugiej połówki ]:->
Mimo tego, że zespół przestał istnieć, pozostali członkowie Nirvany kontynuowali swoją działalność muzyczną.
Dave Grohl nagrał kilka wersji utworów, które potem stały się pierwszym albumem Foo Fighters.
Novoselic założył zespół Sweet 75. Następnie wystartował z projektem Eyes Adrift.
Ale o poczynaniach muzyków przed i po Nirvanie jeszcze Wam opowiemy :)
Od śmierci Kurta Cobaina zostało wydanych kilka wydawnictw. Między innymi MTV Unplugged in New York. Większość wydanych potem albumów to zapisy koncertowe. Grohl i Novoselic pracowali również nad zapisem rzadkich nagrań Nirvany. Premiera miała nastąpić w 10-tą rocznicę premiery Nevermind, lecz niestety to nie nastąpiło. Courtney wtoczyła muzykom sprawę w sądzie, jakoby mieli wykorzystać własność wspólną zespołu dla osiągnięcia swoich celów. Zapomniała oczywiście o tym, że sprzedała chyba wszystko co pozostawił po sobie jej mąż… Większość sporu była o jeden kawałek (dla niektórych tylko kawałek, a dla Courtney coś wyjątkowego i niepowtarzalnego). Utwór ten nosił tytuł "You Know You're Right". Kompilacja utworów wśród których był trefny singiel, ukazała się w 2002 roku. Cztery lata później wydano Live! Tonight! Sold Out!! w wersji DVD. W 2009 oku wydano DVD Live At Reading- czyli nagranie najsłynniejszego koncertu tej legendarnej grupy.
Zapraszamy na specjalną audycję, już dziś (10.03.2015) w Radiu Polska Live!, a najlepiej zajrzyjcie na nasz fanpage :)
JUSTYNA LIS
o
13:25
Autor:
Unknown
Brak komentarzy:
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w usłudze TwitterUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Etykiety:
Audycja,
Cobain,
Courtney Love,
Dave Grohl,
Grohl,
Grunge,
Krist Novoselic,
Kurt,
Kurt Cobain,
Nevermind,
Nirvana,
Novoselic,
Radio,
Rock,
Setka Wtorocka,
Wtorek,
Wtorock
poniedziałek, 23 lutego 2015
Wtorock kontra SOADSITE.PL - Wywiad z Kamilem "Mixerem" Sordylem
Odległość między Warszawą a Żywcem to jakieś 310 kilometrów w linii prostej, przynajmniej tak pokazuje mi internetowa mapa.
Czemu o tym mówię? Bo tam właśnie mieszka Kamil Sordyl, mówią na niego "Mixer" i jest on współtwórcą jedynego cały czas działającego portalu na temat zespołu System of a Down w naszym kraju.
Jako fan SOAD śledzę ten portal od początku, z Kamilem rozmawiałem przez chwilę na koncercie System of a Down w Łodzi, no ale internet to cudowne narzędzie i kontakt nam się utrzymał.
To mało powiedziane bo przez pewien moment gdy mój zespół poszukiwał basisty to chciałem zaangażować w to Kamila bo basistą jest właśnie. No ale odległość, odległość... Cholera...
Do audycji na pogawędkę też się nie dało ni chu, chu, to poczytacie sobie trochę ;)
O zespole głównie, lecz nie tylko!
Pierwszy z serii wywiadów WTOROCK kontra... ZACZYNAMY!
Z
czasem ten mały czołg urósł i mamy to co jest dziś.
WAŻNE LINKI:
Czemu o tym mówię? Bo tam właśnie mieszka Kamil Sordyl, mówią na niego "Mixer" i jest on współtwórcą jedynego cały czas działającego portalu na temat zespołu System of a Down w naszym kraju.
Jako fan SOAD śledzę ten portal od początku, z Kamilem rozmawiałem przez chwilę na koncercie System of a Down w Łodzi, no ale internet to cudowne narzędzie i kontakt nam się utrzymał.
To mało powiedziane bo przez pewien moment gdy mój zespół poszukiwał basisty to chciałem zaangażować w to Kamila bo basistą jest właśnie. No ale odległość, odległość... Cholera...
Do audycji na pogawędkę też się nie dało ni chu, chu, to poczytacie sobie trochę ;)
O zespole głównie, lecz nie tylko!
Pierwszy z serii wywiadów WTOROCK kontra... ZACZYNAMY!
Foto by: Piotr Ostrowski |
Kiedy
tak naprawdę zaczęła się Twoja fascynacja zespołem System of a Down?
Początki
mojej fascynacji tym zespołem pojawiły się już w roku 1998, kiedy
to jako młokos, oglądałem na Vivie i innych tego typu programach
teledyski System of a Down. Od początku czułem fascynację wokalem
Tankiana i nietypowymi gitarami Malakiana, mimo, że wówczas za
metalem nie przepadałem. Z wiekiem bywało się na różnych
koloniach, gdzie na straganach, nad brzegami Bałtyku można było
usłyszeć chociażby single z Toxicity, które zapadały w pamięci
jednak "na stałe" utkwiłem w System of a Down w 2004
roku, gdy zespół zmieniał swój styl zarówno wizualnie jak i
brzmieniowo.
SOADSITE.PL
nie był pierwszym portalem na temat System of a Down w naszym kraju.
Jakie inne strony pamiętasz na temat zespołu?
To
prawda, nie był pierwszym. Były niegdyś co najmniej jeszcze trzy
inne portale, chociażby SOAD.CBA.PL choć przyznam szczerze, że nie
przywiązywałem wielkiej wagi do nazw pozostałych. Przywiązywałem
za to wielką wagę do treści, którymi dzieliły się one ze mną.
Ja
pamiętam SOAD.FAN.PL fajne miejsce dla fanów w tamtym czasie.
Dobrze
pamiętasz. Zgodzę się, bo tamta strona wówczas dawała polskim
fanom wszelkie niezbędne informacje na temat System of a Down.
Jak
w ogóle zrodziła się idea założenia Polskiego Centrum System of
a Down, w momencie kiedy w naszym internecie wszystkie strony tego
typu zmarły śmiercią naturalną?
System
of a Down był dla mnie tak charakterystycznym i nietypowym zespołem,
że został u mnie wyróżniony wśród wielu innych zespołów jakie
miałem okazję usłyszeć. Począwszy od ich orientalnego brzmienia
połączonego z brudną muzyką gitarową, misji w jakiej zespół
figuruje, a kończąc chociażby na tym jak mega inteligentnymi,
sympatycznymi i posiadającymi otwarte umysły, członkowie System of
a Down są (free thinkers are dangerous! Haha)
Nasiąkając
przez lata masą informacji, ciekawostek na ich temat, a przede
wszystkim ich muzyką, narodziła się we mnie chęć podzielenia się
tym wszystkim z resztą polskich fanów, którzy być może nie mieli
na tyle okazji by jak dotąd zanurzyć się w głębokich odmętach
tej formacji. Los chciał, że w szkole średniej poznałem
właściwego człowieka - Michała "ZABa" Zabrzeckiego,
który co prawda miał nieco odmienny gust muzyczny od mojego, lecz
nawet mimo fascynacji rapem i hip hopem, zgłębił się w muzyce SOAD,
polubił ją i postanowił pomóc w budowie strony od jej fundamentów
od samego początku, aż po dzień dzisiejszy.
No
dobra, nie baliście się, że skoro poprzednie portale upadły z
powodu coraz mniejszego zainteresowania tematem to i Wy będziecie
mieli mocno pod górkę?
Pojawiał
się sporadyczny lęk, że pomysł nie wypali, aczkolwiek był on
tylko sporadyczny.
Szliśmy
razem z ZABem na pełen żywioł, licząc się z możliwością
porażki.
Byliśmy
zdeterminowani do działania i wzajemnie się nakręcaliśmy w swojej
robocie.
On
motywował mnie, ja motywowałem jego i tak drobnymi kroczkami
jechaliśmy jak mały czołg.
Z
czasem ten mały czołg spotykał na swojej drodze ludzi, którzy
doceniali naszą pracę, widząc, że staramy się by była
wykonywana na jak najwyższym poziomie, oraz którzy widzieli, że
jest to strona tworzona przez fanów dla fanów, lecz z jak
największą pasją i oddaniem.
Może
nie jest to jakiś ogromny sukces, porównywalny do rozpoznawalności
na poziomie zespołu The Beatles, aczkolwiek jak na nasz kraj oraz
to, że startowaliśmy od zupełnego zera, dla nas jest to bez
wątpienia osiągnięcie, o którym nawet nie śniliśmy.
Z
tego co pamiętam większy rozgłos dała Wam akcja zorganizowana z
zespołem Venflon.
Możesz
coś więcej o tym powiedzieć?
Wraz
z rozpoczęciem trasy europejskiej przez SOAD, postanowiliśmy razem
z ZABem założyć akcję Poland Loves SOAD (pierwotnie We Want SOAD
In Poland), której celem było sprowadzenie zespołu do naszej
ojczyzny.
Niestety
w przypadku naszego kraju było to o tyle trudniejsze od innych
krajów, że niektórzy członkowie System of a Down pałali do
Polski wciąż żalem, po wydarzeniach z koncertu z 1998roku, gdzie
SOAD wraz z Vaderem, supportował Slayera. Powstała idea stworzenia
teledysku, który miał za zadanie zarazem przebłagać, a z drugiej
strony zachęcić czwórkę sympatycznych Ormian do ponownego
odwiedzenia naszego kraju.
Razem
z Dominiką Staszewską napisałem parafrazę oryginalnego tekstu,
utworu "BOOM" ze Steal This Album, który miał być
adekwatny do celu i założeń akcji Poland Loves SOAD. Z kolei
uczestnik Must Be The Music- zespół Venflon zgodził się pomóc,
nagrywając cover "BOOM".
Wszystko
to zostało okraszone teledyskiem, w którym zespół Venflon wziął
również udział.
Trzeba
bowiem dodać iż wybrany utwór do tej akcji był dość nietypowy,
gdyż oryginalnie w wersji SOAD działał w wielkiej sprawie- w
przypadku nas, oddanych polskich fanów SOAD, również w sprawie
wielkiej.
Pragnę
wspomnieć również, że przy pomocy tworzenia teledysku, prócz
zespołu Venflon, brało udział jeszcze wiele osób, zwłaszcza
zwykłych fanów. Zmontowany teledysk poleciał na youtube'a, a z
kolei stamtąd był wysyłany do przyjaciół i najbliższych
współpracowników System Of A Down (w tym do jednej, bardzo znanej
i cenionej osobistości w świecie muzyki i nie tylko). W styczniu
2013roku John Dolmayan obwieścił Polsce radosną nowinę pisząc:
"Polsko, prosiliście o nas, więc przybywamy!". Nasuwa mi
się tutaj tylko jedno stwierdzenie... "marzenia się
spełniają"...
No
tak ale System of a Down przyjechał do Polski przy okazji drugiej
trasy. Nie sądzisz, ze to lepiej?
Pierwsza
trasa moim zdaniem pozostawiała wiele do życzenia między innymi
przez wokal Serj'a...
Oczywiście,
że lepiej! Śledziłem powrót SOAD od samego początku. Widać
było, że ich problemem nie był brak obycia ze sceną, lecz brak
obycia z samymi sobą na niej, a konkretniej chodziło o kontakt
Serja z resztą formacji. Daron, Shavo i John nawet podczas
zawieszenia działalności zespołu, grywali wspólnie ze sobą.
Wspomnieć mogę chociażby o występie na Shavoween, charytatywnym
koncercie na rzecz nieżyjącego już basisty Deftones- Chi Chenga,
czy koncerty oryginalnego składu Scars On Broadway w klubie
Troubadour i Avalon. W przypadku Serja z kolei, ostatnim jakimkolwiek
kontaktem w temacie muzyki z którymkolwiek z kumpli z zespołu, była
pomoc Johna Dolmayana w nagraniu debiutanckiej, solowej płyty Elect
The Dead. Zespół musiał odkrywać się na nowo, odświeżając
sobie to, co zdołał zapomnieć przez te kilka lat. Głos Serja,
mocno ewoluował od czasów płyty Toxicity, choć przyczyna tak
prawie, że diametralnej zmiany stylu śpiewu leży chyba nie tyle w
jego głosie co w umyśle, oraz obecnym guście muzycznym. Dzięki
pierwszej trasie od powrotu, zespół przetarł wspólnie zatarte
szlaki, przez co w roku 2013, otrzymaliśmy prawdziwą dawkę dobrej
energii, otrzymując posmak ich wczesnych lat działalności choć
już w wydaniu na rok 2013. Chyba nie było fana, który nie
uśmiechnąłby się widząc SOAD wraz z tańcząco-growlującym
Serjem na czele, odzyskując po tamtej trasie wiarę w moc na
kolejnym albumie zespołu.
Oficjalny plakat promujący koncert zespołu w Polsce |
A
jak ty wspominasz koncert SOAD w Polsce?
Sam
występ zespołu i złożoną przez nich wizytę na deskach łódzkiej
Atlas Areny wspominam świetnie.
Ciekawym
doświadczeniem było móc usłyszeć na żywo, jak zespół się
prezentuje, rzucało to bowiem świeży blask na to, co dotychczas
się na ich temat wyobrażało.
Jeśli
oglądając nagrania z koncertów, czy słuchając płyt zespołu,
masz wrażenie, że głos Tankiana jest bardzo nietypowy, to po
wizycie na ich koncercie zwyczajnie sobie uświadomisz co najmniej
zdwojoną moc tego uczucia.
To
samo można powiedzieć o energii scenicznej pozostałych członków,
oraz brzmieniach ich wzmacniaczy i sprzętu gitarowego (a zwłaszcza
Malakiana).
Poza
porządną dawką energii, sam koncert zachwycił mnie również
drobnymi perełkami w setliście, które marzyło mi się usłyszeć.
Mianowicie
chodzi chociażby o utwór X, Peephole czy A.D.D. Wszystko mogłem
wychwycić jak najlepiej, gdyż przez większą część koncertu,
dane mi było podziwiać zespół pod samą sceną, pomijając
pewien, drobny, przykry incydent, który sprawił, że moja
koncertowa pozycja spod samej sceny- przeniosła się na same tyły
publiczności, wśród karetek, ale wierz mi...nawet stamtąd, z
głuchej oddali System of a Down prezentujący Lonely Day czy Holy
Mountains, prezentował się jak dla mnie wyśmienicie, jak na
zespół, który nie współpracował ze sobą kilka lat, odkrywając
nowe style muzyczne i sposoby ekspresji samych siebie na scenie.
Zaraz...
Ale jak to "wśród karetek" ?
No
wiesz... System of a Down to dość nietypowy zespół, na koncertach
którego od lat zdarzały się różne wypadki.
Tym
bardziej nie trudno sobie wyobrazić co działo się na upragnionym
koncercie polskich fanów oraz jaka euforia towarzyszyła im wraz z
przebiegiem setlisty.
Pod
sceną było jak w piekle, a kilkoro fanów nie wytrzymywało i
zwyczajnie omdlewało.
Widok
momentami był zatrważający, bo przypominał czwórkę
dżihadystów-samobójców, którzy wysadzili się w centrum
publiczności...w efekcie czego karetki miały pełne ręce roboty (o
zgrozo!) haha.
Osoba
towarzysząca mi, nie miała niestety również zbyt wiele szczęścia
w tym temacie i nie dane było jej dokończyć koncertu pod sceną.
Mimo
faktu, że występ SOAD w tym dniu był dla mnie wydarzeniem bez
wątpienia wielkim, to zdrowie tamtej osoby było mi cenniejsze. Ot,
cała historia!
Faktycznie,
pamiętam, że w tamtym dniu w całej hali było niesamowicie gorąco.
Pamiętam też, że zespół otrzymał ogromny baner z obrazem Pauli
"Pinki" Wawrzynek przedstawiającym zespół. Na tym
banerze podpisywali się fani, masz informacje jak zespół
zareagował na ten niecodzienny prezent?
Dokładnie.
Takie zdarzenie, również miało miejsce w tamtym dniu. Z tego co
pamiętam, po koncercie powędrował on do managmentu System of a
Down, a stamtąd- jestem pewien, że do busa muzyków. Nie mogło być
innej możliwości w tym przypadku. W końcu niecodziennie dostaje
się taki prezent od kraju, który początkowo nie rozumiał
przesłania jak i muzyki zespołu, prawda?!
Myślisz,
że nie olali tego? Prawdopodobnie takich upominków od fanów
dostają cała masę podczas trasy...
Myślę,
że Polska jest jednym z tych nielicznych krajów, do których mieli
szacunek, nawet jeśli on sam początkowo nie miał go do nich. Znają
naszą historię i wiedzą, że przez wiele przeszliśmy. Tak w
ogóle.. była to w sumie ich dopiero druga, a zarazem pierwsza
wizyta u nas, podczas której zostali przyjęci z otwartymi
ramionami, na pewno więc byli podekscytowani naszym uznaniem tego,
co robią, jak oraz dlaczego.
System of a Down obecnie |
Jednak
na obecnej trasie nie uwzględniono naszego kraju...
To
prawda, ale jestem pozytywnej myśli i wierzę, że co się odwlecze,
to nie uciecze. Wybrano kraje, które przewijały się przez lata na
trasach SOAD (pomijając Armenię). Jest wiele przyczyn takiej
decyzji zespołu i managmentu, chociażby kwestie organizacyjne
samego wydarzenia w danym państwie plus stworzenie możliwości
dojazdu fanom z mniejszych państw, do tych większych- nie na
odwrót.
Dobrze,
że wspomniałeś o tym.
Armenia
– widziałem, że jest już jakaś grupa ludzi która chce lecieć
na koncert SOAD w ich ojczyźnie.
Owszem,
pojawiła się kilkuosobowa delegacja z naszego kraju, wśród której
znajduje się m.in dwóch pozostałych administratorów, którzy z
czasem dołączyli do składu SOADsite.pl wspierając mnie i ZABa w
prowadzeniu strony. Jarek Dorsz (system89) oraz Michał Broś (Nomad)
poza prywatnym uczestnictwem w wydarzeniu, będą starać się je
rejestrować na tyle, na ile sytuacja pozwoli. Pragnę dodać, że
obaj nakręcili w całości koncert SOAD w Łodzi, a proshot z tego
koncertu, głównie ich autorstwa jest wciąż w budowie.
Czytasz
mi w myślach Stary! Co z proshotem? To pewnie długa i żmudna
robota jak się domyślam.
W
tej chwili pozostaje mi tylko uśmiechnąć się niczym John Dolmayan
spytany odnośnie statusu nowego albumu SOAD i odpowiedzieć "proshot
nadciąga" haha A tak na poważnie, to kupa z tym roboty,
wiesz... Na dzieło finalne, przypada kilka materiałów o czasie
trwania całego koncertu. Oczywistą rzeczą jest, że każdy z tych
materiałów przedstawia koncert z innej perspektywy.
Generalnie..większość fanów będących na koncercie, nie miało
pojęcia, że mieliśmy rozstawionych "swoich" ludzi,
którzy posiadali niecny plan uwiecznienia tego ważnego dla nas
koncertu. Bądźmy cierpliwi. Cierpliwość popłaca, a efekty, które
przynosi- zachwycają.
Scena z proshota koncertu w Polsce |
Powiedz
mi o swoich przeczuciach co do nadchodzącej trasy SOAD? Jak myślisz
co powróci do setu a co wypadnie?
Oczywistą
rzeczą jest, że w pierwszej kolejności stawiam na utwory, które
zostały stworzone z myślą o tematyce ludobójstwa Ormian,
chociażby takie jak Holy Mountains, czy P.L.U.C.K, które wypadły
ostatnio z setlisty.
Pomijając
tematykę ludobójstwa, zespół podobno chce zaskoczyć fanów,
dzięki utworom, które dawno nie gościły na koncertowym stole. W
pierwszej kolejności nasuwa mi się tutaj Mr. Jack - utwór legenda,
który dojrzewał wraz z chłopakami, na przestrzeni działalności
zespołu. Idąc w jeszcze inne rejony...Jet Pilot? Streamline?
Chick'N'Stew bądź Bubbles? Bardzo prawdopodobnym jest również
powrót utworu Highway Song, gdyż w sieci można natrafić na jego
nagranie podczas próby dźwięku z 2012 roku.
Dziękuję
za rozmowę. Słowo na koniec?
Korzystając
z okazji, pragnę podziękować wszystkim anonimom, którzy
jakkolwiek przyczynili się do akcji sprowadzania zespołu do Polski,
a względem których nie miałem okazji jeszcze tego uczynić.
Jak
widać, każda, nawet najdrobniejsza pomoc, okazała się cegiełką
na drodze do osiągnięcia celu.
Nie
traćcie nadziei na nowy album czwórki Ormian i odwiedzajcie
SOADsite.pl, gdyż ten rok przyniesie wiele pozytywnych niespodzianek
nie tylko fanom zespołu, ale również wszystkim, czujnym
użytkownikom naszego portalu.
To
będzie wielki rok!
Foto by: Piotr Ostrowski |
SOADSITE - http://www.soadsite.pl
Fanpage - https://www.facebook.com/wwsip?fref=ts
Przepytywał: Dominik "Kudłaty" Pajewski
Przepytywał: Dominik "Kudłaty" Pajewski
niedziela, 8 lutego 2015
Co przez ten rok zepsuliśmy to nasze!
Nigdy
specjalistą od podsumowań nie byłem, nie byłem też nigdy
mistrzem słowa pisanego,
jestem
w stanie nawet stwierdzić, że to co teraz przeczytacie to będzie
ciężkie, ale napisane lekko i przystępnie i czasem
przekleństwo wpadnie... Niestety tego wymaga ta opowieść.
Subiektywna
opowieść, bo opiszę to co pamiętam z tych 365 dni.
Mija
rok istnienia audycji Wtorock, audycji która nas młodych, nic nie
wiedzących o radiu studentów wprowadziła w świat dziennikarstwa,
takiego dziennikarstwa gdzie nie musisz być ładny, uczesany,
przystojny, wystarczy, że to co mówisz jest z sensem i ludzie po
drugiej stronie odbiornika chcą tego słuchać i wchodzić z tobą w
interakcje.
Zaczęliśmy
we dwóch, ja i Mikołaj, cóż dream team jak się patrzy, jeden fan
starej szkoły w klimatach Pink Floyd, AC/DC, Led Zeppelin, drugi fan
klimatów takich jak Rapcore, Nu Metal, Thrash Metal i... Lana Del
Rey. Wszyscy
teraz czytają i mówią: Co?! Jak to?
No
właśnie tak, z zewnątrz patrząc to się nie mogło udać, my
jednak doszliśmy do wniosku, że ma to sens bo wymieszanie
stylistyczne trzymające się jednak twardo szeroko rozumianego
„Rocka” to jest coś co przyciągnie słuchaczy.
Tak
się stało, no ale zaraz, chwila, jak to było na początku?
Trzeba
było nagrać demo audycji, no i fajnie, co to dla nas myśleliśmy...
No
właśnie myśleliśmy, a jak wiadomo to nie jest nasza mocna
strona...
A tak
serio dostaliśmy potężną zjebę, słowa które trafiły w nas i
powiedzieliśmy między sobą, że tak to nie będzie, my walimy
focha i nie robimy tego, nie to nie, bez łaski...
Tak...
byliśmy głupi, bo jak teraz słuchamy tej pierwszej, dziewiczej
audycji to pękamy ze śmiechu, lecz to śmiech przez łzy. No
beznadzieja to jest za mało powiedziane, przysięgam to jest poziom
radiowęzła z liceum w Pipidówe dolnej.
Podjęliśmy
jednak kolejną próbę, już chyba tak na złość dyrekcji, całemu
światu i każdemu kto był obok nas, udało się, audycja poszła na
antenę, i tak Wtorock zadebiutował!
Godzinne
wywody dwóch fanów rocka z mocną nutą absurdu i czasami ciężkiego
humoru który nie każdemu pasuję, a nie pasował też kierownikowi
anteny...
Podczas
jednej audycji nie mogłem się pojawić, prawdę mówiąc nie
pamiętam już dlaczego, w zastępstwie przyszły dwie koleżanki do
Mikołaja gdy nagrywał Wtorock – Justyna i Paula.
Po
tej audycji pogadaliśmy we dwóch, że Justyna to całkiem fajnie
brzmi, czuję ten humor i nadawałaby się do tego szalonego kramu. Zgodziło
się dziewczę i tak się rozmnożyliśmy, i nie zrozumcie mnie źle
Paula zwyczajnie też czuła ten humor, no ale Justa dosłownie
wsiąkła w ten klimat.
Audycja,
za audycją, wszystko do tak zwanej „puchy” i wracając sobie do
domu odbieram telefon od Michała, naszego ówczesnego kierownika
anteny słysząc:
„Dominik
coś się spieprzyło, wasza audycja przepadła, musicie dziś lecieć
na żywo!”
Dobra,
co to dla nas? Chwila... Moment... FUCK... Ale trzeba ściągnąć
ponownie naszego gościa, no to padaka...
Szybki
telefon do Kasi z organizacji Warszawski Underground, opisuję
sytuacje, Kasia w szoku i mówi, że na bank przyjedzie.
Nasz
stres, zdziwienie i szok z Mikołajem osiągnął wysoki poziom,
Justyna nie mogła wtedy przybyć z racji tego, że mieszka pod
Wołominem... Nie wyrobiła by się zwyczajnie w godzinę.
Papieros
za papierosem, sucho w ustach, stres, nie damy rady myślę sobie,
lecz za chwilę mówię:
Ej
Miki! Jak nie my to kto?
Kasia wpadła w ostatniej chwili i poszło!
Wypadło lepiej niż na wcześniejszym nagraniu,
dostaliśmy skrzydeł i poszybowaliśmy do nieba, to był błąd...
Przyznam szczerze, że nie pamiętam która to była
audycja ale puściliśmy „Stepy Akermańskie” autorstwa Człowieka
Wargi (autor programu Z Dupy) no i śmiechy w studiu, słyszymy głos
w słuchawkach naszego ówczesnego kierownika anteny:
Pojebało
was? Zdejmuję to! Przygotujcie się na wejście!
Weszliśmy i audycja zwyczajnie poleciała do końca, a
po niej mail o słabym poziomie merytorycznym audycji czy coś w tym
stylu.
Informacja: WRACACIE DO PUCHY
Stan „puchy” trwał dwie audycje z tego co pamiętam
bo trafiły się Ursynalia na których lataliśmy z mikrofonem i
fartownie udało nam się pogadać z Jelonkiem i zespołem Hunter,
wyprosiliśmy, powrót na żywo z powodu prostego... Inaczej to co
nagraliśmy będzie nie zbyt świeże.
Nie mogę pominąć sytuacji z Jelonkiem na
Ursynaliach, no bo co?
Wiadomo my młodzi i pierwszy raz na takiej dużej
imprezie w roli nie tylko słuchaczy ale i dziennikarzy byliśmy
rzuceni na głęboką wodę, lecz plan był prosty: MUSIMY POGADAĆ Z
JELONKIEM!
Szwendaliśmy się po backstage'u i patrzymy idzie Michał
Jelonek i targa figurę... Jelonka która nagle JEBUT pada na ziemię,
no to my jako dobrzy ludzie podchodzimy i pomagamy pozbierać zwierza
do kupy. No
sytuacja piękna, lecz absolutnie przypadkowa dała nam pole do tego
by zwyczajnie zapytać Michała czy da się z nim pogadać chwilę,
bo my z radia i w ogóle fajne z nas chłopaki co jelenie zbierają
jak się rozsypią :)
Michał
na to:
Nie
ma problemu, po koncercie chłopaki.
Koncert był super, ogromna energia, idziemy ponownie na
backstage by pogadać z Jelonkiem i przed nami wyrasta ogromny, łysy
człowiek z kamizelce ochroniarskiej mówiąc, że nie wejdziemy bo
nasze plakietki nie uprawniają do wejścia tam...
Wyobrażacie sobie nasza zdziwienie gdy jeszcze godzinę
temu nikt nas nie zatrzymał a teraz jest ZONK! Tłumaczę człowiekowi jak było, że łaziliśmy tam,
nikt nic nie mówił, no ale chłop nieugięty, to wpadłem na pomysł
i mówię:
Bardzo
proszę podejdź do Jelonka, powiedz, że gadał z dwoma chłopakami
z radia na temat wywiadu po koncercie i niech do nas podejdzie i nas
weźmie na backstage.
Koleś się zgodził i rozmowa z Jelonkiem została
zarejestrowana :)
Kolejną rzecz jaką pamiętam jest rozmowa z Maciejem
Dąbrowskim vel. Człowiekiem Warga z programu Z Dupy. Stres nas żarł strasznie, Justyna siedziała w Anglii w
pracy a my we dwóch standardowo na papierosie, w letniej atmosferze
gadamy sobie:
-Miki
a jak on nas pojedzie, widziałeś jego programy, ja też, może być
ciężko.
-A
weź przestań! Dlaczego miałby to robić?
Maciej przybył do radia, bardzo uśmiechnięty i
wygadany, nagrał również krótkie intro parodiujące audycje
Janusza Korwina-Mikke w Radiu Polska Live!
To nas rozluźniło, dzięki czemu rozmowa była bardzo
merytoryczna, lecz nie chcąc cenzurować Maćka była też ostra w
słowach... No i oczywiście dostała nam się zjeba, słuszna zjeba
bo pamiętajmy o tym, że jesteśmy studentami którzy również
poprzez audycję, reprezentują szkołę.
Całości możecie wysłuchać tu: Wtorock Z Dupy [BEZ CENZURY]
Całości możecie wysłuchać tu: Wtorock Z Dupy [BEZ CENZURY]
Na szczęście jakoś udało się wyjść z tej
sytuacji bez szwanku i kolejnym twórcą prosto z Youtube'a był
Martin Stankiewicz. Bardzo miły, otwarty człowiek z dużą dozą dystansu
do wszystkiego, Justyna nie mogąc się powstrzymać zapytała:
Martin,
przepraszam ale bardzo mnie to ciekawi... Gdzie kupiłeś dresy które
masz na sobie?
Następnie naszym gościem był Wiktor Kiełczykowski,
człowiek odpowiedzialny za web-serial o Zombie – Horda. Rozmowa luźna, ciekawa, trochę ujawniająca kulisy
tego jak działa nasz rynek filmowy, bardzo ciekawe doświadczenie,
zabawne rozmowy podczas przerw na papierosa.
Ostatnie co mi
zapadło bardzo mocno w pamięć to jedna z ostatnich audycji gdzie
gośćmi byli chłopaki z zespołu Chemia...
Chrystusie na niebie, przysięgam, że nie pamiętam
kiedy tak się śmialiśmy w audycji.
Chłopaki porazili nas dosłownie ogromem swojego
poczucia humoru i zwyczajną szczerością.
Uwierzycie, że ten zespół nagrywając płytę w USA,
mijając się na korytarzach z muzykami AC/DC i Billy Talent,
zdobywając rzeszę fanów również na świecie, jest przekonany, że
w naszym kraju jest mało znany i nikt ich nie słucha? Dziwne co? Jednak tak nam powiedzieli, to szczerze
chłopaki więc im wierzymy :)
Szaleństwa ciąg dalszy, już w najbliższy wtorek urodzinowa audycja, wspomnienia będą :)
Dalej będą nam słuchawki
spadać jak zaczepimy nogami o kable pod stołem, dalej nasz
realizator Marcin Gorczyca będzie się na nas wkurwiał, że czasami
drzemy japy do mikrofonów a on nas opanować nie może.
Dalej będziemy robić sobie najzwyczajniej w świecie
jaja, opisując to co się dzieję, hejtując to co nam się nie
podoba i chwaląc to co kochamy. Z tą różnicą, że teraz również słychać nas w
Radiu Hobby 89,4 i słucha nas Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji...
Musimy czasami się sami hamować bo jak przegniemy to może być
różnie... Mimo to dalej robimy to po swojemu, dalej lecimy po
bandzie i chcemy to robić jeszcze długo bo co zepsuliśmy przez ten
rok to nasze!
A co zepsujemy w przyszłości kto wie?
Dominik Pajewski - 1/3 Wtorocka
Dominik Pajewski - 1/3 Wtorocka
poniedziałek, 12 stycznia 2015
RECENZJA - Archive - Restriction
Axiom, czyli poprzedni album brytyjskiego kolektywu będący soundtrackiem do około czterdziestominutowego filmu o tym samym tytule bardzo mnie rozczarował. Archive jest jednym z moich ulubionych zespołów. Często wracam do ich twórczości, żeby odrywać się od zwykłego, banalnego i prostego rockowego grania. O dziwo podobają mi się również partie rapowane na ich albumach, chociaż wielkim fanem tego gatunku muzyki nie jestem. Uzewnętrzniając się jeszcze bardziej powiem tylko, że ostatnim naprawdę dobrym materiałem od Archive, który mną poruszył w ten niewytłumaczalny, wewnętrzny sposób, zrozumiały chyba dla każdego muzycznego świra, był podwójny album Controlling Crowds, do którego wracam najczęściej, gdyż jest to według mnie jeden z najlepszych wydawnictw płytowych ostatnich lat.
Album otwiera ponad trzyminutowe Feel It, które może nas zaskoczyć, ale już po chwili wpadnie nam w ucho, zwłaszcza kiedy na scenę wkroczy riff gitarowy, nadająca temu numerowi specyficzny, nawet trochę punkowy, charakter. Jest to bardzo szybki i rytmiczny utwór, który poznaliśmy już jako jeden z singli promujących ten album.
Numero due to tytułowa kompozycja, w która w miarę płynnie przechodzimy. Należy zwrócić tu uwagę na perkusję, szczególnie wybijającą się w tym utworze oraz lekko (niestety tylko lekko) rapujący śpiew. No i ponownie perkusja, tym razem w refrenie. Ponownie Archive w bardzo rytmicznym wydaniu. Piosenka ciekawa, ale na dłuższa może męczyć przez multum powtórzeń w liryce. I kolejne gładkie przejście (chociaż stuprocentowym koncept albumem Restriction bym nie nazwał) do innego promującego singla Kid Corner. Po raz pierwszy usłyszymy piękny damski wokal i jeden z najmocniejszych kawałków. I cięcie. End Of Our Days, typowa ballada w wykonaniu Archive, już wcześniej zdarzały się podobne. Po dość hałaśliwym, rytmicznym wstępie docieramy do najbardziej klimatycznej części Restriction, w której poza wspomnianą kompozycją znajduje się jeszcze Third Quarter Storm, czyli kolejna ballada, tym razem z męskim wokalem i hałaśliwą wstawką mniej więcej w połowie. Nie zaburza ona jednak kompozycji. Podtrzymujemy klimat i słuchamy szóstki, czyli Half Built Houses, rzewnej ballady miłosnej, z przepięknym, mocnym wokalem i ciekawie zastosowanym pogłosem. W Ride In Space na pewno zwrócimy uwagę na grę klawiszy i hipnotyczny śpiew i znane doskonale z wcześniejszych albumów zagrywki na perkusji, dzięki którym powracamy do stylu z pierwszej części albumu. Ruination to kolejny żywy kawałek z dominacją rytmu i krzykliwym wokalem. Podobnie z Crushed, chociaż wokal zdecydowanie jest tu spokojniejszy, a perkusja nadająca rytm nie wybija się aż tak na pierwszy plan. Lubie kiedy zespoły stosują się do słów "najlepsze na koniec". Archive te słowa wprawiło w czyn, jak to mówią w ich kraju "last but not least". Black & Blue również poznaliśmy jako singiel i jest to zdecydowanie jeden z najlepszych utworów na tej płycie. Hipnotyzująca ballada w typowym dla kolektywu stylu. Nastrojową końcówkę kontynuuje Greater Goodbye, chociaż muzycy jeszcze się z nami nie żegnają. Fanów zespołu, a zwłaszcza tej części która najbardziej ceni sobie trochę starszą twórczość zespołu, choćby You All Look The Same To Me, czy Noise z pewnością zadowoli kompozycja zamykająca dziesiąty album Archiwistów. Mowa oczywiście o Ladders, które powstało jakieś pięć lat temu i spokojnie mogłoby się znaleźć na Controlling Crowds. Zakończenie godne mistrzów.
Archive na sesję zdjęciową wybrało Islandię. Trzeba przyznać, że klimat tych zdjęć oddaje klimat całego albumu. |
Na początku chciałem napisać źle o tej płycie, z powodu tych mieszanych uczuć, ale słuchając jej po raz n-ty i pisząc dla Was tę recenzję nie mogę spełnić swoich oczekiwań. Muszę przyznać, że ten album, choć w pewien sposób inny niż dotychczasowe, jest dziełem wybitnym i ciekawym. Co najbardziej zwróciło moją uwagę to rytm, który stanowi trzon niejednego utworu oraz to, że jest to bardzo surowy i minimalistyczny album. Archive zrezygnowało z rozbudowanych utworów, post-rockowych wyznaczników. Ale tak naprawdę każdy ich krążek różni się od poprzednika i jest to coś za co wysoko cenię ich twórczość, tym bardziej że pomimo eksperymentów nadal tworzą w pewnym niezapisanych nigdzie granicach prawdziwej, artystycznej muzyki. Restriction zaczynam doceniać coraz bardziej, bo wyczuwam (mam nadzieję poprawnie) swego rodzaju powrót do grania sprzed kilku lat, które najbardziej w Archive mi się podoba. Jako fan i krytyk stwierdzam, że najlepiej jakby With Us Until You're Dead oraz Axiom nigdy nie powstały. Tylko czy wtedy Brytyjczycy byliby w tym miejscu, w którym są dziś?
Nie pozostaje nic innego jak iść do sklepu, czy wejść na odpowiednią stronę i kupić najnowsze dziecko tego wyjątkowego kolektywu do kolekcji. Ale w dzisiejszych czasach zespoły są bardziej ludzkie i już teraz możecie przesłuchać Restriction pod TYM LINKIEM. No i oczywiście sprawa najważniejsza, trzeba wybrać się na koncert do jednego z czterech polskich miast. Marzec coraz bliżej, bilet czeka, więc oczekujcie relacji z warszawskiego Torwaru.
Nie pozostaje nic innego jak iść do sklepu, czy wejść na odpowiednią stronę i kupić najnowsze dziecko tego wyjątkowego kolektywu do kolekcji. Ale w dzisiejszych czasach zespoły są bardziej ludzkie i już teraz możecie przesłuchać Restriction pod TYM LINKIEM. No i oczywiście sprawa najważniejsza, trzeba wybrać się na koncert do jednego z czterech polskich miast. Marzec coraz bliżej, bilet czeka, więc oczekujcie relacji z warszawskiego Torwaru.
PS podobno przed koncertem zespół zafunduje nam pokaz Axioma, tym razem na pewno obejrzę go w całości i mam nadzieję, że jednocześnie lepiej zrozumiem.
MIKOŁAJ STĘŻYCKI-WOJTASIAK
o
01:54
Autor:
Mikołaj
Brak komentarzy:
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w usłudze TwitterUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Etykiety:
Album,
Archive,
Archive Restriction,
Axiom,
Black & Blue,
Controlling Crowds,
new album,
nowa płyta,
płyta,
Recenzja,
Restriction,
Wtorock,
You All Look The Same To Me
sobota, 3 stycznia 2015
RECENZJA - Foo Fighters - Sonic Highways
Kiedy Dave Grohl zapowiadał nowe wydawnictwo Foo Fighters mówiąc, że "to coś zajebistego, zrobiliśmy coś o czym nikt nie ma pojęcia" wszyscy fani Dave'a i spółki nie mogli doczekać się nowego wydawnictwa. Po jakimś czasie, kiedy zespół zapowiedział, że razem z płytą Sonic Highways ukaże się serial HBO o tym samym tytule, oczekiwania były jeszcze większe. Jednak po wydaniu krążka pojawiły się głosy spodziewanego podziwu oraz rozczarowania. Jak tak naprawdę wygląda podróż "dźwiękowymi autostradami" w którą zabrał nas zespół?
Te słowa to hołd dla muzyki go-go (nie mylić z klubami!), która narodziła się w stolicy USA i opierała się na bębnach. Wydarzenia i koncerty kapel grających go-go ściągały setki, a nawet tysiące młodych ludzi i był to swego rodzaju ewenement.
Pora na podsumowanie ósmego albumu Foo Fighters. Ze strony muzycznej nie znajdziemy tu nic co odbiegałoby w znaczący sposób od dotychczasowych dokonań zespołu. Podkreślam - w znaczący sposób, ponieważ w każdym utworze znajdziemy jednak drobne, ale nie tak oczywiste wpływy poszczególnych muzycznych regionów USA. Więcej smaczków nawiązujących do historii zasłyszanych podczas wywiadów znajdziemy w warstwie lirycznej tego dzieła. Żeby je wszystkie wyłapać i czerpać garściami przyjemność (aż po ciary na plecach) z ich odkrywania w tekście konieczne jest zapoznanie się z serialem. Często pojawiają się opinie, że to wydawnictwo na tym traci albo zyskuje. Bardziej zgadzam się z tym drugim stwierdzeniem, w końcu to nie jedyny album, który w pełni doceniamy kiedy poznajemy do niego dodatek, np. w formie filmu jak choćby w przypadku The Wall Pink Floyd.
Nie lubię oceniać albumów w jakiejkolwiek skali, bo ocena zawsze zmienia się z czasem, ale spokojnie wymienię ten album jako jedno z najlepszych wydawnictw 2014 roku. Mogę jedynie wyróżnić najlepsze trzy utwory: Something From Nothing, Outside, I Am a River, jednak nie oznacza to, że reszta jest gorsza.
Okładka Sonic Highways. Wszechobecna liczba 8 jasno daje nam do zrozumienia który to już album grupy Foo Fighters. Znajdziecie wszystkie? |
Niektórzy twierdzą, że trzeba oddzielić album od serialu, jak uważam (co zresztą niejednokrotnie powtarzałem w audycji), że tworzą one całość i dopiero kiedy obejrzymy serial możemy w pełni docenić samą płytę i w pełni zrozumieć o co tam naprawdę chodzi. Początkowo również poczułem lekki zawód, ponieważ sądziłem że każdy utwór będzie w nieco innym stylu muzycznym, a tu "zaskoczenie"! Sonic Highways brzmi jak... Foo Fighters! I bardzo dobrze, wszelkie "regionalne" smaczki znalazłem dopiero po obejrzeniu serialu, który można już bez problemów obejrzeć na HBO GO, wystarczy kliknąć TU oraz od 7 stycznia na kanale HBO 2. Wybierzmy się więc w podróż po USA razem z Foo Fighters! Wyruszamy z...
Interantywna mapa: 8 miast - 8 piosenek: Chicago, Washington D.C., Nashville, Austin, Los Angeles, New Orleans, Seattle, New York. |
CHICAGO - Something From Nothing (Coś z niczego)
Chicago jest mekką dla takich twórców jak Etta James, Cheap Trick, Smashing Pumpkins, Herbie Hancock. W pilotażowym odcinku poznajemy muzyczną ewolucję tego miasta od bluesa (Buddy Guy, Muddy Waters) z lat 50-tych i 60-tych, przez lata 70-te z Cheap Trick w roli głównej, aż do rozkwitu punk rocka w kolejnej dekadzie. Something From Nothing nagrano w studiu Electrical Audio, którego właścicielem jest Steve Albini, odpowiedzialny między innymi za produkcję trzeciego albumu Nirvany - In Utero. Analizując tę kompozycję pod względem muzycznym nie znajdziemy tu bluesowych naleciałości, już szybciej natrafimy na punkowe szarpanie strun. W tekście znajdziemy jednak odniesienia do miasta, w którym nagrywano ten utwór.
Chicago jest mekką dla takich twórców jak Etta James, Cheap Trick, Smashing Pumpkins, Herbie Hancock. W pilotażowym odcinku poznajemy muzyczną ewolucję tego miasta od bluesa (Buddy Guy, Muddy Waters) z lat 50-tych i 60-tych, przez lata 70-te z Cheap Trick w roli głównej, aż do rozkwitu punk rocka w kolejnej dekadzie. Something From Nothing nagrano w studiu Electrical Audio, którego właścicielem jest Steve Albini, odpowiedzialny między innymi za produkcję trzeciego albumu Nirvany - In Utero. Analizując tę kompozycję pod względem muzycznym nie znajdziemy tu bluesowych naleciałości, już szybciej natrafimy na punkowe szarpanie strun. W tekście znajdziemy jednak odniesienia do miasta, w którym nagrywano ten utwór.
Here lies a city on fire [...]
It started with a spark
And burned into the dark
Wersy o mieście w ogniu, który rozpoczął się od iskry to nawiązanie do Wielkiego pożaru Chicago oraz do bluesowej "rewolucji". Ale to nie wszystko.
A button on a string
And I heard everything [...]
Washed them in the muddy water
Looking for a dime and found a quarter
To z kolei nawiązanie do rozmowy z Buddy Guyem - jednym z najlepszych i najbardziej wpływowych bluesmanów z Chicago, którego pierwszym prowizorycznym instrumentem był guzik na nitce. Umywanie rąk w "brudnej wodzie" (muddy water) to oczywiste wplecenie postaci Muddy'ego Watersa. Guy miał to szczęście, że jakimś trafem sam Waters zaproponował mu grę w jego zespole. Buddy skomentował to w ten sposób, że przyjeżdżając do Chicago liczył na dziesięciocentówkę, a znalazł ćwierćdolarówkę. Gościem w Something From Nothing jest Rick Nielsen z Cheap Trick grający na gitarze.
WASHINGTON D.C. - The Feast and the Famine (Uczta i głód)
Drugi przystanek na naszej trasie to Waszyngton. W jaki sposób stolica Stanów Zjednoczonych jest ważna na muzycznej mapie tego państwa? Otóż powstała tam mocna scena punkowa, która pojawiła się znikąd. Ale "Łoszington" to nie tylko hardcore punk w wykonaniu takich kapel jak Bad Brains, Fugazi, The Teen Idles, Scream (w tym zespole na perkusji grał sam... Dave Grohl!), czy Minor Threat, ale również takie postaci jak Chuck Brown, Marvin Gaye, Duke Ellington.
Drugi przystanek na naszej trasie to Waszyngton. W jaki sposób stolica Stanów Zjednoczonych jest ważna na muzycznej mapie tego państwa? Otóż powstała tam mocna scena punkowa, która pojawiła się znikąd. Ale "Łoszington" to nie tylko hardcore punk w wykonaniu takich kapel jak Bad Brains, Fugazi, The Teen Idles, Scream (w tym zespole na perkusji grał sam... Dave Grohl!), czy Minor Threat, ale również takie postaci jak Chuck Brown, Marvin Gaye, Duke Ellington.
New kids hear the sounds of the drumming
Mother nature your summer is coming
Yesterday and today. Revolution on it's way
Mowa tu o "Letniej Rewolucji" czyli środkowych latach 80-tych, kiedy pojawiły się takie kapele jak Gray Matter, Embrance, Three.
Out of the basement and into the news
Come change, now shit getting heavy
Salvation at the ready
You look when I walk by, still screaming till I die
Po prostu punk rock, a raczej Washington D.C. Hardcore! W tym utworze oraz w całej twórczości Foo Fighters słychać, że punk nie jest im obcy. Ten utwór zespół nagrywał w studiu Inner Ear Studios w Arlington pod Waszyngtonem u Dona Zientary. Gościnnie wystąpili Pete Stahl (Scream, Queens Of The Stone Age) i Skeeter Thompson (Scream).
NASHVILLE - Congregation (Kongregacja)
Stolica muzyki country. Co tam robił rockowy zespół? Nagrywał w Southern Ground Studio, którego właścicielem jest Zac Brown., Wystąpił on również w tym utworze grając bardzo ciekawą solówkę. Skąd taki tytuł? Budynek ten był kiedyś kościołem prezbiteriańskim, teraz jest świątynią muzyki. Ponownie dostajemy dawkę typowego Foo Fightersowego grania, a lirycznie doszukamy się oczywiście smaczków rodem z Tennessee.
The voice upon the stage
Is the heart inside a cage
And it's singing like a bluebird in the round
There’s mystery in this wood
And ghosts within these roots
That are tangled deep beneath this southern ground
Bluebird to mały klub w Nashville, w którym na początku odcinka Dave daje mały akustyczny koncert. Zaczynało tam wiele znanych dziś kapel. Tajemnica w drewnie? Głównym budulcem studia, w którym nagrywał zespół jest drewno mające już ponad sto lat. Do samej nazwy studia znajdziemy również odniesienie w ostatnim z cytowanych wersów. Naprawdę dobry utwór, chociaż spośród wszystkich ten najmniej mnie porusza.
AUSTIN - What Did I Do?/God As My Witness (Co ja zrobiłem?/Bóg mi świadkiem)
Austin to miasto pełne muzyki i to wszelakiej. Tak przynajmniej odebrałem je po obejrzeniu czwartego odcinka Sonic Highways. Tym razem Fightersi postanowili grać w nie byle jakim studiu. KLRU-TV Studio 6A nie jest raczej dobrze znane w naszym kraju, jednak w USA zna je chyba każdy, a wszystko dzięki Austin City Limits, czyli najdłużej emitowanym programem muzycznym na żywo. Koncertowym programem muzycznym. Łatwiej byłoby wymienić kto tam nie grał, postaram się jednak wskazać kilku najbardziej znanych: Beck, Björk, Johnny Cash, Leonard Cohen, Coldplay, Joe Cocker, Buddy Guy, B.B. King, Kings of Leon, Jerry Lee Lewis, Lynyrd Skynyrd, Muse, Willie Nelson, Nine Inch Nails, Oasis, Pearl Jam, R.E.M., Radiohead, Tom Waits, Jack White i wielu, wielu innych. Zarówno oglądając pracę w studiu i słuchając efektu końcowego wyczujemy niezwykłą atmosferę tego miejsca. Gościnnie w tym kawałku usłyszymy Gary'ego Clarka Jr. grającego na gitarze. Wzmianka o nim pojawia się również o tekście.
Young man channeling
Know him by the x on his hand
Gary gdy zaczynał swoją muzyczną przygodę był na tyle młody, że pozwalano mu grać na scenie, jednak po wystepie musiał opuszczać klub, stąd "X" na jego ręce. Dave podczas swojego researchu rozmawiał między innymi z "tym brodatym" z ZZ Top. Nie, nie z tym, z tym drugim. Z Billym Gibbonsem. Pojawił się też Roky Erickson. Obaj panowie grali razem w 13th Floor Elevators, zespole będacym prekursorem amerykańskiego rocka psychodelicznego. Dave by to odpuścił? Nope.
I heard every word calling from the thirteenth floor
LOS ANGELES - Outside (Na zewnątrz)
Los Angeles to moje ulubione miasto USA, chociaż jeszcze tam nie byłem, ale na pewno się wybiorę. Stolica amerykańskiego filmu i rozrywki w ogóle. Muzyków z Kalifornii na pewno znacie: Red Hot Chili Peppers, Eagles, Black Flag, Bad Religion, Frank Zappa, więc region urodzajny mimo pustkowia wokół. Podobnie wygląda studio Rancho De La Luna w Joshua Tree nieopodal Los Angeles, coś pośród pustkowia. Nie nagrywał tam oczywiście byle kto (zdążyliśmy się do tego przyzwyczaić po czterech odcinkach) bo takie sławy jak: Queens of the Stone Age, Earthlings? (odniesienie w tekście), Eagles of Death Metal, PJ Harvey.
There you are dancing at your altar
Beautiful earthling dressed in kashmir
Your sound echoes through the canyons
Down below they're dreaming
Hear the sirens screaming
Another time another world
Girls were boys and boys were girls
Find the glitter in the litter
Like a heart has got to move
Everybody needs some room
There's something out there...
Jednym z głównych założycieli studia Rancho De La Luna był Fred Drake, amerykański muzyk znany głównie jako założyciel Earthlings? grupy grającej rocka psychodelicznego. Miał on konia, którego nazwał Kashmir (stąd Beautiful earthling dressed in kashmir). Echa biegnące poprzez kaniony to z kolei nawiązanie do małych koncertów które odbywały się na pobliskiej pustyni. W pewnym okresie w L.A. panowała moda na ubrania z cekinami i co tu dużo mówić... Girls were boys and boys were girls.
Jest to zdecydowanie jedna z najlepszych kompozycji na tym albumie i w całej twórczości Foo Fighters. Bardzo dużo robi tu minimalistyczna, ale dzięki temu oddająca atmosferę pustyni solówka jednego z najlepszych gitarzystów EVER, czyli Joe Walsha ze znanej chyba każdemu grupy Eagles. Polecam gorąco zamknąć oczy i wsłuchać się w te skromne a zarazem OGROMNE dźwięki jego gitary.
Jest to zdecydowanie jedna z najlepszych kompozycji na tym albumie i w całej twórczości Foo Fighters. Bardzo dużo robi tu minimalistyczna, ale dzięki temu oddająca atmosferę pustyni solówka jednego z najlepszych gitarzystów EVER, czyli Joe Walsha ze znanej chyba każdemu grupy Eagles. Polecam gorąco zamknąć oczy i wsłuchać się w te skromne a zarazem OGROMNE dźwięki jego gitary.
NEW ORLEANS - In The Clear (Wolny od podejrzeń)
Szóstym miastem na naszej drodze jest Nowy Orlean, w którym odwiedzamy Preservation Hall (Sala Zachowania/Ochrony) czyli rozwalającą się salę, w której do dziś żywy jest rodzimy jazz. Nic dziwnego że tym razem u boku Foo Fighters stanął Preservation Hall Jazz Band. Spodziewałem się odcinka który głównie będzie poruszał temat huraganu Katrina, oczywiście nie zabrakło tego tragicznego momentu w historii USA, jednak nie stanowił on głównego tematu opowieści o Nowym Orleanie. Oczywiście nie tylko jazzem to miasto żyje, ale lepiej po prostu obejrzeć ten odcinek.
You can find me dancing with the spirits in the square
God damn I swear
There are times I feel like giving in
There are times I begin to begin again
Look outside the world keeps spinning like a paddle wheel
Rolling for the broken hearted
Waiting on the heel
Zaczynanie od nowa ma tu podwójne znaczenie, jednym z nich jest oczywiście wspomniany przeze mnie huragan Katrina, z którego skutkami jeszcze do dziś borykają się mieszkańcy Nowego Orleanu. "Świat się kręci jak koło łopatkowe" to oczywiście nawiązanie do tego z czym stolica Luizjany sie kojarzy, czyli do statku parowego. A początek cytatu? Chodzi o Congo Square, czyli jedyne miejsce, w którym w przeszłości mogli spotykać się i bawić niewolnicy.
SEATTLE - Subterranean (Podziemny)
Dave wraca do swoich muzycznych korzeni (chociaż jak już doskonale wiemy, jego korzenie rozciągają się od wschodniego wybrzeża aż po zachodnie) czyli do rodzinnego miasta Nirvany. Mamy tu bardzo dobrze przedstawioną historię powstawania sceny muzycznej w Seattle, miasta na uboczu omijanego przez wszystkie wielkie gwiazdy. Nic dziwnego że w końcu niektórzy wzięli sprawy we własne ręce. Na próżno jednak rozpatrywać Subterranean jako grungeowy kawałek. Foo Fightersi zeszli do podziemia, ale spokojnie, nie zaczęli grac hipsterskiej muzyki undergroundowej, tylko zawitali w Robert Lang Studios, którego znaczna część znajduje się własnie pod powierzchnią ziemi. To w tym studiu Nirvana nagrała swój ostatni materiał przed śmiercią Kurta Cobaina (You Know You're Right) i to właśnie tu Dave zebrał swój nowy zespół w 1994 roku i nagrał z nim debiutancki album nazwany po prostu... Foo Fighters. Właśnie o tym "zaczynaniu od nowa" i o samym drążeniu podziemnego studia mówi tekst.
SEATTLE - Subterranean (Podziemny)
Dave wraca do swoich muzycznych korzeni (chociaż jak już doskonale wiemy, jego korzenie rozciągają się od wschodniego wybrzeża aż po zachodnie) czyli do rodzinnego miasta Nirvany. Mamy tu bardzo dobrze przedstawioną historię powstawania sceny muzycznej w Seattle, miasta na uboczu omijanego przez wszystkie wielkie gwiazdy. Nic dziwnego że w końcu niektórzy wzięli sprawy we własne ręce. Na próżno jednak rozpatrywać Subterranean jako grungeowy kawałek. Foo Fightersi zeszli do podziemia, ale spokojnie, nie zaczęli grac hipsterskiej muzyki undergroundowej, tylko zawitali w Robert Lang Studios, którego znaczna część znajduje się własnie pod powierzchnią ziemi. To w tym studiu Nirvana nagrała swój ostatni materiał przed śmiercią Kurta Cobaina (You Know You're Right) i to właśnie tu Dave zebrał swój nowy zespół w 1994 roku i nagrał z nim debiutancki album nazwany po prostu... Foo Fighters. Właśnie o tym "zaczynaniu od nowa" i o samym drążeniu podziemnego studia mówi tekst.
Nothing left within
I've been mined
To hell and back again
Subterranean
I've been digging in
Down inside
I will start again
Subterranean
Gościnnie w tym nagraniu pojawili się Ben Gibbard wspierający Dave'a przy mikrofonie oraz Barrett Jones grający na gitarze za pomocą EBow, czyli po prostu elektronicznego smyczka. Najspokojniejszy utwór na całej płycie, jest świetnym zwolnieniem tempa przed finalnym utworem.
NEW YORK - I Am a River (Jestem rzeką)
Wielkie Jabłko panowie z Foo Fighters zostawili sobie na deser. Studio Magic Shop mieści się za niepozornymi drzwiami w manhattańskiej dzielnicy SoHo. Ale co z ta rzeką? Pod studiem natknięto się na podziemną rzekę, która została tu wyniesiona jako symbol. Symbol sieci rzek łączących nas wszystkich, nie tylko muzycznie. Czemu więc album nie nazywa się Sonic Rivers? Tym bardziej, że motyw rzeki nie raz pojawił się w tekstach na tej płycie? Trzeba zapytać Dave'a. Scena muzyczna Nowego Jorku jest tak samo zróżnicowana jak samo miasto, które ma mniej więcej tylu mieszkańców ilu Austria. Znajdziemy tu wywiady z Paulem Stanleyem (tak, tym z KISS), Rickiem Rubinem i samym Barackiem Obamą, który to wywiad stanowi zwieńczenie i podsumowanie muzycznej podróży przez USA.
There is a secret
I found a secret
Behind a Soho door
There is a reason
I found a reason
Beneath the subway floor
Nie lubię oceniać albumów w jakiejkolwiek skali, bo ocena zawsze zmienia się z czasem, ale spokojnie wymienię ten album jako jedno z najlepszych wydawnictw 2014 roku. Mogę jedynie wyróżnić najlepsze trzy utwory: Something From Nothing, Outside, I Am a River, jednak nie oznacza to, że reszta jest gorsza.
Album broni się sam i w pełni doceniony będzie zapewne dopiero po jakimś czasie. Co prawda zespół nie zaskoczył niczym nowym, dalej podąża ścieżką którą obrał, ale w ich przypadku jest to ścieżka jak najbardziej słuszna. Ścieżka która właśnie zmieniła się w dźwiękową autostradę.
Książeczka, która znajdziemy przy płycie to raczej rozkładana kartka. Z jednej strony to i opis całej ekipy, a z drugiej wszystkie teksty. |
MIKOŁAJ STĘŻYCKI-WOJTASIAK
Subskrybuj:
Posty (Atom)